sobota, 4 maja 2013

Zmarł ksiądz Edmund Kosznik

Dziś stało się to czego obawialiśmy się od dawna. Około godziny 14.20 odszedł od nas rezydent ostrzyckiego kościoła- Ks. Edmund Kosznik. Nie był on zwykłym kapłanem. Niemal do końca swoich dni pozostawał on nieugięty w swojej postawie. Choć miał 92 lata czynnie prowadził wspólnotę kościoła w Ostrzycach. Nie poddawał się do samego końca. Na zawsze pozostanie w sercach wiernych...

Właśnie dzisiaj 4 maja, czyli w dzień strażaka; na serca wszystkich, którzy znali Edmunda Kosznika przeszył ciężki ból. Po bardzo długiej walce i zapalczywej walce z chorobą odszedł on z tego świata. Pewnie nie jeden raz usłyszeć można o śmierci jakiegoś księdza. Pewnie każdy z nich był w jakimś stopniu wyjątkowym. Ale uwierzcie mi, że prałat Kosznik był człowiekiem wielkim. W końcu ilu księży, w takim wieku, miast odejść na emeryturę potrafi oddać ludziom wszystko co pozostaję- resztki sił i zdrowia? Choć po którejś z rzędu wizycie w szpitalu, nie mógł samodzielnie zrobić nawet jednego kroku; przy pomocy ministrantów i szafarzy przewożony na wózku do zakrystii, to w niej odprawiał msze. Pomimo, że w końcówce swojego żywota jego ból, był tak silny, że niekiedy prowadził do łez- pozostając mocny w Bogu, nie ustawał w modlitwie i wypełniał swoją misję po kres... Niech Bóg mu za to odpłaci.. Niestety nie dane mu było doczekać odpustu, który odbywa się w naszym kościele 13 maja, odpustu ku czi Najświętszej Maryi Panny- którą kochał całym swoim sercem.


I wreszcie ja sam. Choć pozbawiony przez los ojca, babć czy dziadków- pierwszy raz zrozumiałem jak to jest stracić kogoś aż tak bliskiego. Ta zła wiadomość, chyba nie doszła jeszcze do mnie w pełni- myśląc o swojej maturze, którą rozpoczynam we wtorek otrzymałem od życia niesamowicie mocny cios wymierzony w moją psychikę- stratę człowieka, który najbardziej ukształtował moją osobowość.
Choć pewnie nie idzie tego zauważyć od razu, ciąg przyczynowo skutkowy zadziałał. 
Gdyby nie ks. Kosznik kościół w Ostrzycach nie powstałby, ja nie zostałbym ministrantem, nie wyszedłbym z najgorszych w swoim życiu dołków, nie poznałbym najważniejszych dla mnie ludzi. Naprawdę boją się domyślać kim byłbym dzisiaj, gdyby nie ŚP. Ks. Edmund Kosznik. Przez całe moje życie- pozostawał jedynym kapłanem w kościele- tej małej świątyni, która powstała z jego inicjatywy. Jemu zawdzięczam najpomocniejsze rady, łaski z modlitw i szanse, którą dzięki niemu dostałem. Nigdy nie zapomnę jego dobroci.

Gdyby mowa była, o jakimś księdzu pedofilu- na pewno dawno wszyscy dawno dowiedzieli by się o tym ze środków masowego przekazu, ale jeśli mowa jest, o "autorytecie wśród księży" na pewno sprawa nie doszła by zbyt głęboko. Dlatego ja sam- postaram się to zmienić.
Dziś kiedy dowiedziałem się o śmierci księdza, załamany udałem się w zaciszne miejsce nad rzeką, aby pomodlić się za jego duszę. I stał się tam mały cud. Kiedy wróciłem- pełen spokoju wiedziałem już co muszę zrobić. Muszę udać się w najdłuższą i najtrudniejszym w swoim życiu drogę- samotną długą pielgrzymkę ku pamięci Księdza Edmunda Kosznika. Żeby jak najwięcej osób dowiedziało się jak wielki człowiek żył w Ostrzycach.

[Cdn]

niedziela, 14 kwietnia 2013

Wraz z wiosną do Ostrzyc wróciło życie!

 Tak więc. Jak to mam w zwyczaju powtarzać najlepsze pomysły przychodzą do głowy kiedy w końcu uda nam się spiąć i ruszyć z fotela. Tak też niechybnie stałoby się dziś, kiedy to nie chcąc czekać na autobus, pożegnałem się z przyjacielem i ruszyłem "okazją" do domu. Ostatnie 4km. przeszedłem jednak pieszo, a tam przyszły mi do głowy dwa pomysły na artykuły, za które pewnie zabrałbym się... Gdyby nie tekst mojego młodszego brata po przyjściu do domu- "Idziesz grać w piłkę? Jest kilka osób"

Jakie to życie robi sobie ze mnie jaja mógłbym powiedzieć. Nawet głupie i oczywiste wyjście na boisko w pierwszym momencie stało się powodem do zastanawiania; choć jeszcze parę lat temu nikt nie musiałby mnie namawiać. Dobrze, że dziś w porę też "kopnąłem się w tyłek", bo nawet takie małe decyzje mogą wiele za warunkować na przyszłości. Ta na pewno taka była- odżyłem...

Nie mogę powiedzieć, że przez ostatni czas całkowicie zrobiłem się leniwy. Przecież wczoraj  zaliczyliśmy z Marcinem ciekawy rajd na orientacje. Nie o to chodzi, po dzisiejszej "lokalnej lidze mistrzów" odzyskałem zakopany głęboko pod śniegiem entuzjazm. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy po przyjściu na boisko, był widok moich kumpli na krótkich koszulkach, w końcu pierwszy łyk wiosny- bluza na trawę i mecz o szczęście. I wtedy to pomyślałem:
Po co jakiekolwiek stwarzanie fikcyjnych idoli? Niepotrzebne mi do szczęścia takie gwiazdy internetu jak współczesny- Typowy Seba. Przecież to tutaj w Ostrzycach mamy swoich własnych, takich jak "Maro". A w końcu nie ma to jak wśród swoich.
Popatrzyłem na nasze gwiazdy boiska, i pomyślałem o sobie- przecież to oni wykreowali ciebie- szarego człowieka Tomka, przecież to z tymi ludźmi przeżywałem swoje kształtowanie i to z nimi przeżyłem swoje (nie zawsze nie najpiękniejsze) ale prawdopodobnie najważniejsze życiowe momenty.
Ludzie mówią "Rodziny się nie wybiera, przyjaciół- tak". W mojej sytuacji- zdanie fałszywe. Żyjąc wśród tak małej garstki ludzi, we wczesnym dzieciństwie  nie ma dużego wyboru, jeśli w ogóle jakiś jest, kiedy chcę się mieć kilku przyjaciół. Wiadomo, że z czasem dojrzewania horyzonty rozszerzają się i poznajemy znajomych, przebierając wśród nich w poszukiwaniu tych o podobnych pasjach i poglądach. Lecz kiedy spojrzymy pod kątem szerokim... Da się zauważyć tych najprawdziwszych i najwartościowszych ludzi. Nawet kiedy nie są wyjątkowi i nie ma z nimi o czym rozmawiać, nie są zbyt błyskotliwi i nie mają szczególnych pasji i zainteresowań. Mimo wszystko, gdy spojrzymy obiektywnie, są to ludzie na wagę złota, ludzie, którym nie kiedy można podziękować tylko za to, że istnieją, dzięki którym samemu jest się zwykłym- niezwykłym człowiekiem.

Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję zrobić coś przez co choć w małym stopniu im się odwdzięczę. Może uratuję choć kogoś uratuję od zapomnienia. Chciałbym znaleźć się w przyszłości na drugim końcu świata i opowiadając ludziom o Projekcie Os3C powiedzieć- kim jest mój "wszechwiedzący" sąsiad Maro i jego rozmowny brat Piotrek, jakie akcję potrafił odstawiać czasami Grzesiu, a jaki z góry dany talent sportowy ma jego brat Marcin, o wszystkich kosmicznych uderzeniach snajpera- Czeskiego, o wiecznym narzekaniu Platfusa i o "magicznych butach" Ździuły. Opowiedzieć, choć nikogo nie miało by to obchodzić. Opowiedzieć, bo może choć tyle mogę zrobić dla ludzi, którzy aż tyle nieświadomie zrobili dla mnie...


Po raz kolejny z wielką nadzieją, na własną regularność. Z jeszcze większą na stały powrót wiosny. Z pragnieniem zmobilizowania się do stałego działania"

                                      -Tomek

                            (Ten sam :)

piątek, 29 marca 2013

Ostrzyce zimową porą to zupełnie inna miejscowość

Zielone oświetlenie pensjonatu przywodzi raczej na myśl Boże Narodzenie niż Wielkanoc

Mieszkam w miejscowości, którą odebrać można zdecydowanie na dwa sposoby. Zimą- mimo całego piękna, kuligów które się w niej odbywają, bliskości górek i wyciągów oraz zamarzniętych jezior wydaję się zupełnie innym miejscem, niż odbierana po stopnieniu śniegów. Więc poczekaj. Jeśli chciałbyś wybrać się do tej pięknej oazy spokoju, to nie w tą Wielkanoc :



Dwa zdjęcia, które widzicie zrobione są przeze mnie. Dzięki dobroci mojej mamy nareszcie mam aparat, i w końcu będę mógł dać z siebie coś więcej niż relacje tekstowe (mimo, że nie mam talentu fotograficznego, a zdjęć nie poddaje nawet obróbce).
Do rzeczy: potwierdzając zasadę, że najlepsze pomysły wychodzą, kiedy wychodzisz i ty; wracając dziś z Gorzkich Żali, ok. godziny 21.00 wpadło mi do głowy- co napisać.

Jakiś czas temu gościłem u siebie kolegę. I cóż ciekawszego dobry gospodarz, może gościowi zaoferować, jeśli nie- oprowadzenie po własnym świecie. A, że śniegu było dość sporo wszystko wyglądało chyba nie tak jak miało...
Znaczy oczywiście- pokazałem co miałem do pokazania, ale nie było tego całego piękna, gdzieś pozostało, omijaliśmy je i nie potrafiłem na nie wskazać. Prawdopodobnie schowało się pod śniegiem...
Szczerze, nie była to miejscowość po której oprowadzałem znajomych latem, a ci z wrażenie niemal nie odlatywali. Zimą jest zupełnie inaczej. W żadnym wypadku brzydko, czy nie przyjemnie, ale żyje w miejscowości, która otwiera się tylko kiedy robi się ciepło, a kiedy nadchodzi zimowa pora, wraca do swojego własnego, powolnego toku i tylko nielicznym jest dane się tutaj odnaleźć. I tyle. Dwie różne przestrzenie w jednym miejscu, nie zrozumiałe i na dobre nie odkryte, tak właśnie widzę Ostrzyce. Może kiedyś choć ja znajdę tu na dobre swoje miejsce...

                                                                                               -Ten sam Tomek

piątek, 15 marca 2013

Wiesz, że powinieneś, ale tego nie robisz.

 Wiesz, że powinieneś, ale tego nie robisz.                                                  Jak ważny jest przykład do naśladowania, a jak niewielkie znaczenie może mieć motywacja...


Piszę dopiero drugi tekst na bloga, a mogło już być co najmniej dwa razy tyle. Może nie, aż tak istotny przykład, ale do czego zmierzam. Człowiek to bestia wykręcająca się od jakiegokolwiek wysiłku, chcąca zostawić wszystko na potem i nie wykorzystująca w pełni czasu który posiada.
Może źle prawie. Może to tylko wokół mnie żyją tacy ludzie, ale zaczynając od siebie samego, mogę wymienić dziesięć najbliższych mi osób chodzących w tym samym trybie, może lecących w innych trajektoriach, ale popełniających ten sam błąd. Zatracanie tego, co odpływa najszybciej. Czasu!

Weźmy takiego mnie, bo na przykładzie najłatwiej będzie wytłumaczyć o co się rozchodzi:
Poszedłem ostatnio biegać: biegam co jakiś czas, czasem codziennie, czasem robiąc przerwy większe, czasem mniejsze. I już po wejściu w stan biegu- myślę sobie: kurde, ale jest przyjemnie, czemu nie biegałem przez ostatnie kilka dni... Czemu, olewałem angielski w szkole, czemu gitara leży od kilku dni w pokrowcu, a harmonijka w plecaku; nie mogę się cały czas przełamać do uczenia pod kątem matury z geografii; a popękanemu stołowi do tenisa daję zimową przerwę. Wreszcie: CZEMU NIE MOGĘ, GDY ZNAJDZIE SIĘ CHOCIAŻBY WOLNY WEEKEND, ODERWAĆ SIĘ NA CHWILĘ I RUSZYĆ W DROGĘ!

Tego ostatniego nie rozwijam, bo to temat rzeka- który postaram się jeszcze pokrótce rozwinąć.
Czy wy też macie podobne sytuacje? Pasje, zajęcia, zainteresowania, które są odstawiane przez wymówki?
Taki ja. Mimo, iż chcę uświadomić was: jak to oszukujecie sami siebie, pewnie bez napisania tego artykułu zrobiłbym dokładnie tak samo: Nie poszedłbym biegać- bo przecież byłem już na treningu i brałem prysznic; jest ciemno, a moja lampka czołowa nie jest zbyt wygodna do biegania; poza tym trochę się już objadłem; należało by się lepiej wyspać przed jutrzejszym rajdem na orientacje i jeszcze masa innych powodów, które tylko odciągają twoją uwagę od wzięcia się w garść i ruszenia tyłka z miejsca.

I ciągle, ciągle to samo, tak nieistotne powody w większości przypadków wygrywają z całkiem surrealistycznym postanowieniem sobie jasno celu i efektu przed oczy. Brzmiało by to mniej więcej tak:
w sumie to nic nie stracę, bo i tak na razie trochę się obijam, podczas biegania(nie tylko biegania, ale też form podróżowania- uwierzcie mi) najlepsze myśli przychodzą do głowy; no i oczywiście ta satysfakcja kiedy wykonasz postawiony sobie cel.

I nagle... Wszystkie malutkie powody, które zatrzymywały cię przed ruszeniem z miejsca staną się jeszcze bardziej maleńkie. Wszystko o czym myślałeś spotęguję jedna, przebijająca przez głowę myśl. Zrobiłem to, choć nie musiałem, choć mogłem zostać w domu, choć nikt mnie nie zmuszał. Postawiłem pierwszy krok!
Co tam motywacja, czasem ona jest, innym razem po prostu nie masz na nią pomysłu. Oszustwem jest mówienie nie mam motywacji. Bo nie o nią chodzi, choć nie twierdzę, że nie jest ważna.
Ale czym do cholery jest motywacja w przeciwstawieniu z decyzją o działaniu- tak idę, tak biegnę, tak jadę, tak łapie się za to... TAK- nie okłamuję siebie po raz kolejny.

Coś o czym muszę wspomnieć to wpływ innych osób. Już sam fakt posiadania w gronie swoich znajomych człowieka, który jest na coś ukierunkowany może bardzo nam pomóc w zaangażowaniu się w coś konkretnego. Wybaczcie, że znów na swoim przykładzie- ale: pewnie do dziś pewnie nie łapałbym żadnego chwytu, gdyby nie fakt, że kilku kumpli grało na gitarach. Kto wie, czy w ogóle dziś mógłbym opowiadać coś o jeżdżeniu na stopa- bo niby cały czas chciałem to zrobić, ale gdyby jeden z moich znajomych, nie wszedłby do tego "magicznego świata"; to ja sam bym się przełamał i ruszył (po powrocie to mnie inny kolega powiedział, że udowodniłem mu, że można i teraz sam chciałby zacząć). Lub patrząc na wyżej omawiane bieganie- nie sądzę, że przebiegłbym do dziś coś więcej, niż swoje małe powielane dystanse.

Wiadomo, że na świecie znajdziemy osoby, z różnymi pasjami; każda istniejąca na pewno ma swojego "posiadacza". Ale co z tego? Czy zaczniesz grać w badmintona bo zainspirowałeś się mistrzem świata Wnang Lingem? Nie mówię, że nie ale to raczej stanowczo mniej prawdopodobne, że zainteresujesz się tym sportem, niż miało by to nastąpić w przypadku, wybrania sobie tej gry przez twojego najlepszego kumpla.

A czemu wszystko co piszę nijak jest związane z projektem, który wdrożyłem w życie?

Przede wszystkim, żeby liznąć, trochę drygu do pisania- poruszyć temat, który już dawno gdzieś we mnie siedzi i przesłać go dalej. Poza tym- nakłonić siebie do pisania i robienia czegokolwiek więcej w kierunku projektu (Kto wie może, spodoba się to komuś jeszcze :)

                                                  - Leniwy (nie czytający napisanego przez siebie tekstu) Tomek ;)



poniedziałek, 11 marca 2013

Lokalny Patriotyzm- czyli po co mi takie coś jak blog?- Dlaczego Os3C i jaki w tym cel?


Niech poleją się słowa i niech to wszystko z kopyta ruszy, bo mam już dość detoksu od pisania! Nazywam się Tomek Plicht. Mieszkam w Ostrzycach- i na tym powinienem zamknąć rozdział o sobie. Bo nie ma nic z czego jestem bardziej dumny(nie wnikając w sferę wiary) niż miejscowość, w której mieszkam, niż moja gmina, niż moje Kaszuby! Powalony lokalny patriotyzm... I najgorsze, że nie powiem wam teraz dlaczego. Dlaczego, tak umiłowałem sobie życie w tej niewielkiej wiosce; dlaczego, mimo że moją główną pasją są podróże i że tak upodobałem sobie nie swoje łóżko; że widziałem, miejsca które nie są aż tak różniące się- żeby mówić o nich obce- taką przyjemność sprawdza mi powrót do tej miejscowości, przebywanie w niej, oddychanie tym powietrzem, czemu czuje się tak dumnie mówiąc komuś, że pochodzę z Ostrzyc, wypisując gdzieś Ostrzyce lub Òstrzëce... Pieprzony lokalny patriotyzm.

Tak właśnie zakorzeniona we mnie bezsensowna, wiecznie żywa i nie zawsze odwzajemniona miłość.
Kocham swój kraj, mimo wszystkich jego paradoksów, polityki, przynależności do UE- kocham.
Ale przez to kochanie przebija się mała wielka miłość do małego- WIELKIEGO miejsca na Ziemi...
Ludzie są tu tacy sami jak wszędzie- ale bardziej inni, teren mimo swojego piękna i położenia w malowniczej  krainie, też na szerszą skale znajdzie szeroką konkurencje. Ale on jest taki... bardziej własny- odmienny.
Życie tutaj toczy się pewnie na tych samych płaszczyznach na jakich toczy się w niezliczonych ziemskich sferach. Ale tutaj płynie odmiennie.
I może choć po przekroczeniu znaku, który widzicie na zdjęciu nie znajdziemy się nagle w zupełnie innej przestrzeni świata. Ale chyba mogę zagwarantować, że tego miejsca mimo wszystkich przeciwności- nie da się nie pokochać. Co najmniej, bo ja już... Żyję tym miejscem.
Ale o co mi w zasadzie chodzi? Wielu jest przecież takich, co za swoją ławkę przed blokiem życie by oddali, a za swoje miasto- na wojnę by poszli. Ale jest w tym coś więcej, może i dla mnie samego do końca nie zrozumiałe, ale moje Ostrzyce, wymagają czegoś ode mnie. Tyle mi dają, a ja mam dać coś w zamian. Wytłumaczyć światu gdzie one są, na szerszą skale wytłumaczyć położenia gminy, powiatu, województwa, kaszub! I spokojnie umrzeć- tutaj, nigdzie indziej, tu gdzie zostałem wychowany- zostać pochowanym. Ale ze szczęściem, z prawdziwą radością, że mogłem zrobić choć tyle ile jeszcze mam szanse dla ziemi, dzięki której jestem takim, nie innym człowiekiem i wszystko toczy się tak, a nie inaczej.


Dlatego właśnie przyszedł mi do głowy plan- Projektu Os3C.

Pomysł, aby jak najbardziej wypromować własne miejsce na świecie: początkowo pewnie przez uświadamianie o jego istnieniu ludzi, szerzej i później łączenia go z pasjami zarówno swoimi, jak i zainteresowanych nim ludzi, czy mieszkańców; a na jeszcze szerszą? Może rozwój, może rozbudowę, może wreszcie przyswojenie do świadomości społecznej wartości jakimi są: tradycja, regionalizm.
Generalnie: wszystko co chociażby ociera się o Ostrzyce i choć w najmniejszym stopniu może powyższym celom dopomóc. Będę więc pisał o podróżach- napotkanych ludziach, którym mogłem coś przekazać, odwiedzonych miejscach. Życiu i aglomeracji- miejscach, ludziach i obszarach; wreszcie to co da się wycisnąć z granic mojej miejscowości. Kiedy nie będzie już pomysłu to o przeszłości, o tym co się działo, czego miałem okazje skosztować i doświadczyć.
A wszystko to rusza, bo kocham pisać. Tak po prostu. Sprawie mi to nie opisywalną przyjemność i nienawidzę trzymać niczego dla siebie. Choćby jedna osoba miała czytać moje słowotoki- będę pisał, bo warto, z nadzieją że kiedyś będzie mi więcej, choć odrobinkę przybliżę się do celu założenia bloga. Mimo, że pisałem kiedyś na facebook'owej stronie "RowerOWCE". To postanowiłem zmienić plan działania. Bez żadnej sztuczności, udawanego zainteresowania ludzi, czy nieprawdziwego podziwu.  I choć jestem takim leniem, że przeważnie drugi raz nie czytam, tego co napisałem; zawsze robię to z nadzieją, że ktoś mnie zrozumie, a może nawet komuś się to spodoba.


Chcesz dołożyć cegiełkę? Obiecuję, że nie odmówię!

Gdzieś tam w głębi mam nadzieje, że komuś to się spodoba i będzie chciał dodać coś od siebie. Wzbogacić, dodać pomysł, może napisać artykuł. Otwarte dla każdego- bez względu na pochodzenie, umiejętności, daję możliwości do wykazywania się. Chciałbym, żeby moja inicjatywa poszerzyła się na szersze grono osób. Bo choć mogę pisać i będę robił to zawsze jeśli znajdę czas i chęci, to wiadomo że lepiej będzie się to rozwijać przy współpracy. Prócz mojego pisania, nie mogę pewnie zbyt wiele zaoferować- ani fachowej szaty pod względem internetowej wersji; ani zdjęć, do których robienia po pierwsze nie mam talentu, po drugie nie mam czym ich robić. Więc będę pisał swoje śmieszne wywody i pozwolę, aby jakoś, z biegiem czasu- nowy fragment historii  wchodził w istnienie.

                                                                                                                               Tomek