Dziś stało się to czego obawialiśmy się od dawna. Około godziny 14.20 odszedł od nas rezydent ostrzyckiego kościoła- Ks. Edmund Kosznik. Nie był on zwykłym kapłanem. Niemal do końca swoich dni pozostawał on nieugięty w swojej postawie. Choć miał 92 lata czynnie prowadził wspólnotę kościoła w Ostrzycach. Nie poddawał się do samego końca. Na zawsze pozostanie w sercach wiernych...
Właśnie dzisiaj 4 maja, czyli w dzień strażaka; na serca wszystkich, którzy znali Edmunda Kosznika przeszył ciężki ból. Po bardzo długiej walce i zapalczywej walce z chorobą odszedł on z tego świata. Pewnie nie jeden raz usłyszeć można o śmierci jakiegoś księdza. Pewnie każdy z nich był w jakimś stopniu wyjątkowym. Ale uwierzcie mi, że prałat Kosznik był człowiekiem wielkim. W końcu ilu księży, w takim wieku, miast odejść na emeryturę potrafi oddać ludziom wszystko co pozostaję- resztki sił i zdrowia? Choć po którejś z rzędu wizycie w szpitalu, nie mógł samodzielnie zrobić nawet jednego kroku; przy pomocy ministrantów i szafarzy przewożony na wózku do zakrystii, to w niej odprawiał msze. Pomimo, że w końcówce swojego żywota jego ból, był tak silny, że niekiedy prowadził do łez- pozostając mocny w Bogu, nie ustawał w modlitwie i wypełniał swoją misję po kres... Niech Bóg mu za to odpłaci.. Niestety nie dane mu było doczekać odpustu, który odbywa się w naszym kościele 13 maja, odpustu ku czi Najświętszej Maryi Panny- którą kochał całym swoim sercem.
I wreszcie ja sam. Choć pozbawiony przez los ojca, babć czy dziadków- pierwszy raz zrozumiałem jak to jest stracić kogoś aż tak bliskiego. Ta zła wiadomość, chyba nie doszła jeszcze do mnie w pełni- myśląc o swojej maturze, którą rozpoczynam we wtorek otrzymałem od życia niesamowicie mocny cios wymierzony w moją psychikę- stratę człowieka, który najbardziej ukształtował moją osobowość.
Choć pewnie nie idzie tego zauważyć od razu, ciąg przyczynowo skutkowy zadziałał.
Gdyby nie ks. Kosznik kościół w Ostrzycach nie powstałby, ja nie zostałbym ministrantem, nie wyszedłbym z najgorszych w swoim życiu dołków, nie poznałbym najważniejszych dla mnie ludzi. Naprawdę boją się domyślać kim byłbym dzisiaj, gdyby nie ŚP. Ks. Edmund Kosznik. Przez całe moje życie- pozostawał jedynym kapłanem w kościele- tej małej świątyni, która powstała z jego inicjatywy. Jemu zawdzięczam najpomocniejsze rady, łaski z modlitw i szanse, którą dzięki niemu dostałem. Nigdy nie zapomnę jego dobroci.
Gdyby mowa była, o jakimś księdzu pedofilu- na pewno dawno wszyscy dawno dowiedzieli by się o tym ze środków masowego przekazu, ale jeśli mowa jest, o "autorytecie wśród księży" na pewno sprawa nie doszła by zbyt głęboko. Dlatego ja sam- postaram się to zmienić.
Dziś kiedy dowiedziałem się o śmierci księdza, załamany udałem się w zaciszne miejsce nad rzeką, aby pomodlić się za jego duszę. I stał się tam mały cud. Kiedy wróciłem- pełen spokoju wiedziałem już co muszę zrobić. Muszę udać się w najdłuższą i najtrudniejszym w swoim życiu drogę- samotną długą pielgrzymkę ku pamięci Księdza Edmunda Kosznika. Żeby jak najwięcej osób dowiedziało się jak wielki człowiek żył w Ostrzycach.
[Cdn]